Ariana dla WS | Blogger | X X

30 marca 2016

blending sponge

music: K.will - Love Blossom
K.will - Lay Back

Hej Kochani.

Dziś szybciutko i konkretnie na temat rozprowadzania makijażu.
Oglądając mejkapowe tutoriale często spotykałam się z tym jak dziewczyny rozprowadzają podkład kolorowymi gąbkami w kształcie jajka. Długi zastanawiałam się czy faktycznie jest to takie dobre.
Zawsze byłam przekonana, że gąbki wchłaniają jeszcze więcej podkładu niż pędzle których używałam do niedawna. Długo zwlekałam z kupnem magicznej gąbeczki. W końcu zdałam sobie sprawę, że przecież na moich dłoniach zostaje równie dużo podkładu, a w dodatku zawsze pobrudzę wszystko wkoło zanim umyję ręce, co też jest katorgą, bo podkład strasznie "wbija" mi się w skórę. Dużo czytałam na blogach o owych gąbkach i coraz bardziej chciałam ją mieć w swojej kosmetyczce.
Ostatnio znalazłam w sklepie z milionem pierdół właśnie taką gąbeczkę i długo się nie zastanawiając kupiłam ją....
... i nic a nic nie żałuję.  :)

Co prawda podkład się wchłania w nią, ale jak już wspomniałam na rękach też zostawał. Z resztą nie zauważyłam, że wchłania się jego duża ilość, bo wszystko później zostaje nałożone wraz z naciskiem gąbki na twarz.
Gąbka jest miękka i elastyczna. Grubsza część idealnie nadaje się do rozprowadzenia podkładu na całej twarzy, węższa część w okolicach nosa i oczu.
Kiedy rozprowadzałam podkład palcami często musiałam męczyć się z likwidowaniem efektu maski. Teraz, kiedy używam gąbki najbardziej cieszy mnie to,że nie muszę nawet się starać by uniknąć tego paskudnego efektu. Gąbeczka zostawia na twarzy wystarczającą ilość podkładu zakrywając niedokładności skóry, tak aby nabrała naturalnego koloru.
Gąbeczkę trzeba wymieniać średnio co 1-2 miesiące w zależności od tego jak często się z niej używa.

A Wy co myślicie o takich dodatkach do makijażu? Czym najczęściej rozprowadzacie podkład?

26 marca 2016

Wesołych świąt


HEJ KOCHANI.
Wpadłam tylko na sekund kilka, ponieważ chciałabym złożyć WAM wszystkim
 WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH. 
Mam nadzieje, że spędzicie je w miłej atmosferze w gronie bliskich Wam osób. 
♡⃛◟( ˊ̱˂˃ˋ̱ )◞⸜₍ ˍ́˱˲ˍ̀ ₎⸝◟( ˊ̱˂˃ˋ̱ )◞♡⃛

24 marca 2016

Festiwal kwiatów w Keukenhof

  Cześć Wam.

  Zaczął się najwspanialszy moment wiosny jaki zapewne nie tylko ja uwielbiam. Kwitnienie kwiatów, bo właśnie o tym mowa. Na licznych blogach jakie mam okazje czytać piszą o "Hanami" czyli Japońskim święcie kwitnących wiśni, "Yeouido" czyli Koreański festiwal kwiatów wiosennych. Oczywiście chciałabym kiedyś zobaczyć to na własne oczy. Jeszcze w tamtym roku wybierałam się do parków i sadów gdzie mogłam podziwiać nasze polskie drzewa w okresie kwitnienia, które wyglądają (jak i zapewne pachną) równie niesamowicie jak te kwiaty w Azji.

 Bardzo mało się pisze jednak o tym co jest bliżej nas, zarówno pięknie wygląda, jak i pachnie.
Jednym z najbardziej znanych i największych terenów zakwieconych w Europie jest ogród w Keukenhof, w Holandii.  To 32 hektary powierzchni ziemi, na której rośnie ponad 7 milionów cebulek tulipanów, narcyzów i hiacyntów sadzonych w wielkich grupach, tak aby tworzyły kolorowe dywany. Trasa turystyczna mierzy około 15 km, a tym którzy nie wierzą w swoje siły do przejścia całej drogi mogą wypożyczyć rower.
  Na przełomie marca i kwietnia ogród zwiedza około milion osób z różnych krajów świata, którzy podziwiają kwitnące miliony krokusów, później narcyzów i hiacyntów, aż w końcu od drugiej połowy kwietnia tulipanów, z których to słynie Holandia.
Ogród jest otwarty tylko przez 2 miesiące w roku od połowy marca do połowy maja . Tych którzy chcieliby to zobaczyć na własne oczy zachęcam do odwiedzenia strony www.keukenhof.nl.
 Ja niestety w tym roku nie będę miała okazji tego zobaczyć, ale za rok mam nadzieję, że będzie to absolutne "muszę zobaczyć".
Wybaczcie, że post zawiera tylko suche fakty z internetu. Bardzo żałuję, że nie byłam tam nigdy i nie mogę podzielić się z Wami w swoich słowach jak tam jest. Chcę jednak byście wiedzieli, że takie miejsce istnieje i jest równie piękne jak Japońskie Hanami. :)

 xoxo
 *zdjęcia (niestety) pobrane z google. 

18 marca 2016

orange make up tutorial

music: WINNER - 센치해(SENTIMENTAL)
BIG BANG - Bang Bang Bang

Hej Kochani. (❁´▽`❁)*✲゚*

Dziś korzystając z chwili między mieszkaniem kapusty kiszonej na łazanki, a wyszukiwaniem starych albumów Big Bangów postanowiłam napisać kolejny post w temacie makijażu. Konkretniej kolejny makeup tutorial.
Tym razem chciałam użyć jakiś róży. Inspirowałam się makijażem magazynowych gyarus, które używają pomarańczy i lekkich brązów, aby "ozdobić" powiekę.

Potrzebne będzie:
✧ podkład / puder do twarzy
✧ cień do powiek w kolorze beżu / bardzo jasny brąz
✧ cień do powiek w jakimś kolorze łososiowym bądź pomarańczy
✧ cień do powiek w odcieniach białego
✧ eyeliner
✧ kredka do brwi / ciemny cień do brwi
✧ tusz do rzęs
✧ sztuczne rzęsy
✧ róż do policzków


1 - Na twarz nakładamy podkład bądź puder (czego tam dokładniej używacie), aby stworzyć podstawę pod cały makijaż.
2 - Zewnętrzny kącik oka, aż do punktu środka (bądź trochę dalej - patrz na zdjęcie) malujemy jasnym brązem/beżem.

3 - Blendujemy (rozcieramy) pędzelkiem dokładnie cienie, aby gładko "leżały" na powiece.

4 - Nakładany na powiekę (od zewnętrznego kącika oka do punktu środka) pomarańczowy cień do powiek. Blendujemy. Czynność powtarzamy ze dwa razy, aby kolor na powiece był intensywniejszy.
5 - Malujemy brwi

6 - Wewnętrzny kącik oka malujemy jasny/białym cieniem. Blendujemy w punkcie środka, aby uniknąć efektu odcięcia dwóch kolorów.
7 - Dolną powiekę pod linią wody malujemy pomarańczowym cieniem.
8 - Wewnętrzny kącik oka malujemy jasnym/białym cieniem
9 - Na całej długości powieki malujemy eyelinerem delikatne kreski
10 - Malujemy rzęsy
11 - Przyklejamy sztuczne rzęsy.
12 - Na policzki delikatnie muskamy różem od policzków.
13 - Malujemy usta pomadką w ulubionym przez nas kolorze/błyszczykiem.
KONIEC.(●⌒∇⌒●)
Teraz możesz cieszyć się pięknym makijażem. 


Wybaczcie. Zdaje sobie sprawę, że moje makijaże są coraz bardziej do siebie podobne. Cały czas szukam inspiracji na to by czymś Was zaskoczyć.

POZDRAWIAM
xoxo

15 marca 2016

Starburst Brown od ColourVue

music: Imagine Dragons - tiptoe

Hej Kochani.
Bez zbędnych ceregieli i długich niepotrzebnych wstępów...
Dziś przychodzę na bloga z kolejną recenzją soczewek. Są to kolejne soczewki jakie mam ze sklepu OhMyKitty. Tym razem są to soczewki od ColourVue. Model Starburst jest dostępny na wielu aukcjach allegro jak i na prawie każdej stronie z soczewkami, a ich koszt to około 50 złotych.
Producent: ColourVue
Model: Starburst Brown
DIA: 15,00 mm
BC: 8,6 mm
uwodnienie: 45%
żywotność: 3 miesiące
ocena: ★★★★★★✩✩

Tak soczewki prezentują się na moich oczach.
 WYGLĄD: 
Bardzo podoba mi się wzór jaki jest na soczewkach, wygląda tak jakby na oku był kwiatek. No cud miód. Kolor jak kolor, ładny. W miejscu gdzie soczewka jest zabarwiona tylko i wyłącznie widać jej kolor - nie prześwituje.
W tym wypadku chyba minusem jest kolor moich oczu, który strasznie się wyróżnia. Chociaż w ciemniejszym świetle wyglądają naprawdę nieziemsko. Dla mnie są ciut za małe, bo 15mm to takie standardowe soczewki, ja stety bądź niestety wolę takie z efektem dollfie.

WYGODA:
Nie mam nic im do zarzucenia, dosłownie. Są naprawdę wygodne.  Od samego początku nie czuć, że ma się coś na oku.
Są cieniutkie i mięciutkie co pozwala im dokładnie i bez żadnych uszczerbków na wygodzie nosić je nam przez cały dzień. Jak na soczewki, które powinnam nosić 3 miesiące... Przyznaję, że noszę je już trochę dłużej nie odczuwam żadnych dziwnych skutków tego, że są "stare".
Polecam jak najbardziej w każdej wersji kolorystycznej. (brązowe, zielone, niebieskie, szare)


 A tak wygląda wersja GREEN jaką miałam kilka lat temu. Z niej byłam tak samo zadowolona jak z tych brązowych.
Które Wam bardziej przypadły do gustu? Brązowe, zielone? A może sami macie swoje starbusty?
 XOXO

11 marca 2016

pędzle "makeup for you"




Hej Moi Kochani.

Ostatnio dość często się tutaj udzielam, co mam nadzieje zaczyna wchodzić mi w krew i bardzo się z tego cieszę. Mam nadzieję, że Wy choć trochę także.
Dziś chciałam Wam pokazać pędzle jakie kupiłam kiedyś na eBay i dopiero niedawno zaczęłam używać z uwagi na to, że moje stare pędzle zaczynają się rozlatywać.
Kiedyś  za bardzo zabłądziłam na eBay przeglądając i zamawiając liczne kosmetyki i pierdoły do paznokci. Znalazłam wyżej pokazany zestaw pędzli i postanowiłam go zamówić wmawiając sobie, że kiedyś się przydadzą, albo sprezentuje je komuś. W końcu 3$ to przecież nie majątek. Nauczyłam się już kupować pędzle (albo zwyczajnie mam do tego szczęście) i mniej więcej wiem jakie są miekkie, a jakie nie. Na pewnych warsztatach wizażu, kiedy to byłam jeszcze naprawdę młodziutka, dowiedziałam się jednej bardzo mądrej rzeczy. Konkretnie, że nasz makijaż jest lepszy im pędzle są bardziej elastyczne i miękkie. Co prawda tego się trzymam i zawsze używam bardzo miękkich pędzelków, ale w dobre kosmetyki też warto zainwestować (a to tak na marginesie).
Po około 2 tygodniach pędzle przyszły. Pięknie zapakowane, pachnące i mięciutkie włosie cieszyło mnie niesamowicie. Tak przez długi czas leżały, aż do ostatnich dni, kiedy w końcu zaczęłam ich używać. 
Wybaczcie, ale na moich pędzlach widać już ślady użytkowania, ponieważ dopiero po jakimś czasie pomyślałam o tym, że mogę o nich dla Was napisać. xD
 Okazało się, że moje 3$ zostały bardzo dobrze wydane. Rozprowadzają idealnie cienie na powiekach przy tym nie rozsypując ich. Zależało mi na pędzlach, które dokładnie będą blendować cienie i okazało się, że te taniutkie pędzelki to strzał w 10!. Wydaje mi się, że nawet nie pochłaniają między włosie takich ilości cieni jak moje stare pędzle.
Jeśli będę miała okazję i potrzebę, aby zamówić jakieś pędzle na ebay, nie zawaham się ni chwili i zamówię właśnie takie, ale w powiększonej wersji do około 30 pędzli, bo niestety taki mały zestaw nie jest dla mnie stworzony.
Czy polecam? JAK NAJBARDZIEJ~!
A tu macie małe rozrysowanie, które do czego się nadają.
Osobiście uważam, że trzeci pędzel od dołu równie dobrze będzie się sprawdzał jako pędzelek do ust.
POZDRAWIAM.
xoxo


8 marca 2016

Kuroshitsuji 黒執事 - Black Butler drama

music: 2NE1 -  Lonely (wersja akustyczna)
Cześć Kochani.

Zawsze zastanawiałam się co się dzieje z fandomem m&a, że tak szaleją w jednym momencie na dane anime. Za czasów kiedy jeszcze jeździłam na konwenty jednym z lepszych cosplayów jaki widziałam był cosplay Ciela, jaki wykonała Ignis-ai. W tamtych czasach właśnie na temat "Kuroshitsuji" szalał fandom. Mnie jakoś nie poruszyło to i szczerze nie pamiętam czy obejrzałam chociaż jeden odcinek tego anime. Przeglądając dziś swój profil na MDL w poszukiwaniu jakiegoś filmu na wieczór znalazłam jednoodcinkową dramę o tym samym tytule jak anime powyżej wspomniane.

"Kuroshitsuji' albo "Black Butler" jak kto woli. Akcja filmu dzieje się 130 lat po wydarzeniach z mangi. To Japońska ekranizacja o dziewczynie imieniem Shiroi (Gouriki Ayame) - potomkini arystokratycznej, angielskiej rodziny Phantomhive, która musi udawać chłopca, aby odziedziczyć majątek i zarządzać rodzinną firmą Funtom. Przybiera imię Kiyoharu. Już jako dziecko zawiera park z diabłem Sebastianem (Mizushima Hiro), który staje się jej lokajem i wykonuje jej polecenia oraz chroni. W zamian Shiroi musi oddać mu swoją duszę. Bohaterowie próbują rozwiązać zagadkę tajemniczych zgonów i 'Klątwy Demona"...

W tych kilku zdaniach mogę opisać tę dramę nie zdradzając dokładnie fabuły i zakończenia.
Jak oceniam film?
Szczerze powiedziawszy z uwagi na długą przerwę jaką miałam w oglądaniu dram trochę odwykłam od Japońskich produkcji. W porównaniu do kasowych amerykańskich filmów ten wypadł dość słabo pod względem efektów specjalnych, jednak uważam, że dramoholik powinien być choć odrobinę przyjemnie połechtany. 
Od początku miałam nadzieję, że czas na obejrzenie tej dramy nie będzie czasem zmarnowanym. Nie tylko z uwagi na to, że odtwórcą jednej z głównych ról jest Nanba-senpai. Raczej dlatego, że czytając opisy odnośnie ekranizacji były interesujące. Historia ogólnie mi się spodobała. Zemsta, dziewczyna przebrana za faceta, demon i jakieś dziwne zmumifikowane zwłoki. Czekałam na koniec w którym okaże się, o co w tym wszystkim chodzi. Doczekałam się i nie ukrywam zadowolenia.
W sumie nie podobały mi się dwie rzeczy w filmie. Może jestem dziwna i zwyczajnie czepiam się takich rzeczy. W końcu to nie jest kasowy film na miarę Hollywood, a zwykła drama, zapewne nagrana by tylko zadowolić fanów "Kuroshitsuji", ale...
- Sebastian jedyną bronią jakiej używa jest zaokrąglony nóż. Używając go radzi sobie z grupą zbójów i ratuje Shiroi z opałów.
- Rin - pokojówka Shiroi strzela do gangsterów(?) z pistoletów, nie celując w nich, a strzelając gdzie popadnie, gdzie w gruncie rzeczy tak czy tak wszyscy giną.
Spodobała mi się postać Sebastiana. Zawiera układ z Shiroi, służąc jej czeka, aż ta dokona zemsty i spokojnie będzie mógł posiąść jej duszę, a pod koniec kiedy oczekujemy, że coś się wydarzy... film się kończy (fanom anime pewnie pozostawiając pewien niedosyt) tak jakby kiedyś w przyszłości miał doczekać się kontynuacji.
 W gruncie rzeczy nie do końca przekonałam się o czym było anime (a głównie z takim przekonaniem włączyłam tą drame)
A może Wy oglądaliście już tę dramę, albo jesteście fanami anime "Kuroshitsuji" ?
xoxo

6 marca 2016

Zaczarowany ogród

SieMa Kochani :)

Na wielu blogach możemy oglądać zdjęcia podebrane z internetu. Są to zazwyczaj jakieś modowe "must have" czy rzeczy, które strasznie nam się spodobają i chcemy się nimi podzielić. Dziś i ja przygotowałam dla Was taki post. Są to jednak zdjęcia w klimacie ZACZAROWANEGO OGRODU, którego koncepcja podoba mi się już od najmłodszych lat biorąc pod uwagę to jak bardzo lubię kwiaty, kolory i ich zapach.
Patrząc na te zdjęcia nie mogę doczekać się ciepłej wiosny i lata, gdzie wszystko jest takie kolorowe i pełne pięknych zapachów. Przypominam sobie, jak jako mała dziewczynka szłam na ogród, gdzie moja prababcia albo praprababcia) miała domek letni. Było tam właśnie tak jak w zaczarowanym ogrodzie. Wszędzie pełno kwiatów, które kwitły o różnych porach roku. Będzie brakować mi tu Szczecińskiej Różanki i Przelewickiego Parku Dendrologicznego, gdzie było właśnie tak pięknie i magicznie.

 A Wy macie takie miejsca o których marzyliście jako dzieci i lubiliście przebywać?