Ariana dla WS | Blogger | X X

24 sierpnia 2012

Jesienny sierpień,,.

Spójrzcie. Mamy 24 sierpnia, teoretycznie powinno palić nas piękne słońce, a zamiast tego - pogoda iście jesienna. Chłodno, szaro i ponuro. Na domiar tego już w tamtym tygodniu kiedy razem z Negai szłyśmy przed 8 na busika spadały z drzew już liście. Dla mnie to jest mega straszne. Nie lubię jesieni. (o zimie już nie wspomnę) Pogoda wcale nie sprzyja wesołemu humorkowi.
Jednak mi się to od kilku dni udaje. Otóż okazało się dobrym trafem, że od września skończy się dla mnie siedzenie w domku i leniuchowanie, a na czas przed komputerem będę miała tylko wieczorki. Znów zacznie się poranne wstawanie i nie będę mogła się niczym wymigać. To wszystko dlatego że DOSTAŁAM STAŻ~! ^o^
Nawet nie wyobrażacie sobie jak się cieszę.. W końcu coś się ruszy i będę mogła myśleć i najważniejsze - realizować to co sobie postanowiłam. Może będę mogła zacząć to co chciałam i pozwolić sobie na wiele rzeczy, na które nie mogłam pozwolić sobie teraz przez to i nie miałam dostatecznie dużego dopływu gotówki.Tyle na ten temat.. Co miałabym tam robić. Wiem w skrócie, a reszta 'wyjdzie w praniu', jednak z tego co wiem nie będzie tak ciężko... I najważniejsze... Będą NORMALNE godziny pracy!

◕‿‿◕。
nyuuu~!

Ogólnie jak jest? Siedzę w domku cały czas i do końca miesiąca ruszę się ewentualnie do Szczecina.
Moja mała kizia-mizia śpi
Aktualnie siedzę jednych uchem słucham tego jak Jay Park śpiewa do mnie swoje piosenki, drugim uchem słucham tego jak Tomaszki podniecają się autkami w NFS i tym, że goni ich policja. Aaaa... i jeszcze tym że w coś uderzyli, nie wspomnę już co się dzieje kiedy zdobędą złoto. NVM.
Myślę - tak. Czasami mi się zdarza. Powinnam posprzątać pokój, ale po co skoro mogę siedzieć na kanapie w salonie i obijać się. XD
Tak poza tym cieszę się, że niektóre sprawy dla osób mi naprawdę bliskich poukładały się.
i tęsknię za niektórymi z nich, ale to już całkiem inna bajka. :3
 Miłego dnia Wam życzę kochani :)

jiyfrr938475weur09&^&^%$#$%^&*(^%$#$%^&**^%$#$%^&*
na domiar tego mojego dobrego humorku GD z nowym songiem

17 sierpnia 2012

Wakacyjna wyprawa...

WRÓCIŁAM~! \(^o^)/ I jak na chwilę obecną nie zamierzam nigdzie wyjeżdżać.
Byłam nad morzem jak już w skrócie pisałam kilka notek wcześniej.
W zeszłą niedzielę podczas wieczornego posiedzenia na tarasie po dość sporym kieliszku wina mama wpadła na pomysł - "Jedziemy do Joli". Zadzwoniła do niej i już dnia następnego byliśmy w drodze do Rosenheimu. Wcześniej jednak z Tomaszkiem pojechaliśmy na chwilę do Szczecina... Chwila trochę się przedłużyła, ale co tam... W końcu dotarliśmy do Pyrzyc, a chwilę później byliśmy już w na autostradzie i poza Polską granicą. Droga była dość długa. Przez zmiany pogody i ogólnie klimatu droga pod wieczór była nie specjalnie sprzyjająca podróżnym i kierowcom. Co jakiś czas przerwa na papierosa... (taaa... z mojego niepalenia nici. taki mi wstyd za siebie. ale za jakiś czas spróbuję jeszcze raz i tym razem rzucę to gówno w cholerę. Teraz to było wszystko przez Tomka. On za dużo pali. =___=' - na kogoś zrzucić winę trzeba, prawda?) No i kiedy w końcu byliśmy już na kochanej Bawarii mordki wszystkim się ucieszyły. Wjazd do Rosenheimu był czymś niezapomnianym. Dlaczego? Stwierdzam iż cała nasza czwórka ma straszny talent do błądzenia. Objeździliśmy połowę miasta przypominając sobie z mamą miejsca, w których pracowali moi kuzyni czy gdzie ciocia mieszkała wcześniej, bądź miejsca gdzie spacerowałyśmy. (Po dłuższym zastanowieniu się stwierdziłam, że ostatni raz byłam tam prawie 9 lat temu.) Stanęliśmy gdzieś na parkingu i zadzwoniliśmy do cioci by po nas przyjechała. Inaczej krążylibyśmy po mieście całą noc i nie znaleźlibyśmy drogi do domu.
Przyjechali po nas w ciągu 10 minut. Okazało się, że cały czas byliśmy bardzo blisko. Wystarczyło, że skręcimy w inną ulicę. xD Omg, co za wstyd. No, ale nic. Chwilę później byliśmy już w domku. Rozpakowaliśmy się i posiedzieliśmy chwilę, spiliśmy piwko, zapaliliśmy i poszliśmy spać.
Omo~! Mimo, że poszłam spać naprawdę późno, rano wstałam jak nowo narodzona. (i tak też było każdego dnia. Powietrze tam jest naprawdę sprzyjające człowiekowi) Kiedy zwlekłam się z łóżka na balkon moim oczom ukazały się prześliczne widoki (szkoda, że ja zza okna nie mam takich) i słoneczna pogoda.
Każdy dzień mijał podobnie. Wstawaliśmy, chwilę się wylegiwaliśmy w łóżku i schodziliśmy na śniadanie. Tam Tomek przemieniał się w małego fotografa i napierdzielał zdjęcia wszystkiemu. x) Ja z mamą opalałyśmy się, a drugi Tomek rozwiązywał krzyżówki. Rozmowy z wujkiem były po prostu bezcenne i większość z nich powodowała głośny wybuch śmiechu. (nie to, że wujek cały czas sypał żartami. Bardziej chodzi o sposób w jaki gada) Po obiedzie wujek postanowił zająć się swoimi ulami, więc mój wspaniały bohater pomagał mu. Przekładał plastry, okopcał pszczółki... zabawne, że ani jedna nie użądliła nikogo (prócz mnie ofc, ale o tym może później)

Chyba nie zapomnę tego jaki wspaniały zapach się unosił w powietrzu od tych plastrów wosku i miodku. *O* Wieczorkiem spacerek i to by było na tyle z opowiadania o pierwszym dniu naszego pobytu w Rosenheimie.
Dnia następnego ciocia miała wolne. Pomagałyśmy z mamą jej w porządkach domowych. Wieczorem jakiś grillek i znów mnóstwo śmiechu z przekomarzanek wujka i cioci. Dzień drugi minął więc pod znakiem sprzątania i picia piwa, które tam mi smakowało wspaniale. Szkoda, że tego akurat piwka nie można znaleźć w Polsce. :c
Czwartek minął dla mnie pod znakiem 'naburmuszony kok'. Kurde. Nie wiem dlaczego, ale wcale nie chciało mi się ruszać z domu. Wiadomość o wycieczce do Bad Feilnbach jakoś specjalnie mnie nie ucieszyła. Nie dość, że wg miałam zły humor to jeszcze bardziej wkurzało mnie to, że (jak już wcześniej wspomniałam) mamy talent do błądzenia. Zamiast posłuchać cioci i jechać tak jak ona mówiła, jechaliśmy całkiem inaczej i cały czas szukaliśmy miejsca gdzie moglibyśmy się zatrzymać tak by pochodzić po górach. Ostatecznie już trochę zezłoszczeni zatrzymaliśmy się przy jakimś zajeździe i poszliśmy na spacer. Ja już bardzo znudzona i wkurzona nie specjalnie miałam na to ochotę. Ale teraz stwierdzam fakt iż było tam bardzo ładnie. ;)
Strumyk płynący gdzieś z gór na sam początek spaceru. Później w parku wzdłuż tego strumyka było jeszcze kilka mniejszych strumyczków i kilka ładnych skwerków zrobionych z kamieni, na których można było usiąść i odpocząć
Do domu wróciliśmy jakieś dwie bądź trzy godziny później. I  tym miejscu znów mogłabym wspomnieć o tym, że lubimy błądzić. Powrót do domu był następną zagadką. Wjechaliśmy do Rosenheim i krążyliśmy po obrzeżach miasta. Jedno skrzyżowanie objechaliśmy 4 razy, zjeżdżając w każdą stronę, późnij w jakis osiedle.. Masakra. Kiedy już w końcu dotarliśmy do domu zrobiliśmy obiad i opowiedzieliśmy wujkowi i cioci o naszej wspaniałej przygodzie z dotarciem na miejsce, a później do domu. Znów nas wybrechtali, że się cały czas gubimy.
Reszta dnia spędzona na siedzeniu na tarasie i piciu piwka przy grillu.
Piątek również pod znakiem 'naburmuszony kok', ale już bardziej naburmuszony niż dzień wcześniej. (są na to dowody w postaci zdjęć) Nie chciało mi się z łóżka. Przecież to nie trudno rozumieć. Nie ma się na coś ochoty i tyle. A oni zmuszali mnie do tego bym pojechała z nimi... Co wkurzało mnie jeszcze bardziej. Po tym jak Lukas użył siły i wywlekł mnie z łóżka za nogi i chciał tak znieść ze schodów postanowiłam wstać. Pojechaliśmy nad jezioro i wypożyczyliśmy łódkę.


Omo~Nic mi nie poprawiało humoru. Dopiero kiedy wysadzili mnie w domu zaczęłam normalnie funkcjonować. Obiadek, kawa/piwko, chłopcy pojechali na małą misję i nie było ich jakiś czas. Pojechałam z wujkiem do sklepu, a później z mamą i ciocią rozwiązywałyśmy krzyżówki. Gosh~to najlepsze zajęcie na nudę. Ile można się przy tym naśmiać to mała głowa. Później przyjechali chłopcy, a mnie zebrało na sen.
Sobota spędzona tak jak każda kobieta lubi najbardziej. Zakupy! Pół dnia (bo wcześniejsze pół przespałam, albo przegrałam z Tomkiem na Wii w Mario) spędziliśmy chodząc z Tomkiem po sklepach i przymierzając ciuchy. Do tej pory mam zwałę z tego jak ładnie dogadywaliśmy się z Niemkami. I to wcale nie chodzi o to, że nam nie szło. Wręcz przeciwnie. :) Do domu wróciliśmy spacerkiem z Miśkiem po 20. Pojechaliśmy zatankować autko i chwilę posiedzieliśmy ze wszystkimi na pożegnalnym posiedzeniu... Chwilę przed 11 zebraliśmy się do pokoju spakować i spać.


w drodze Misowemu bardzo się nudziło
Rano śniadanko, kawka, krótka pogadanka i w drogę. Omg. Najgłupsza i najbardziej stresująca droga jaką w życiu miałam.  Oczywiście znów się zgubiliśmy i nie skręciliśmy w ten zjazd w jaki mieliśmy. A na koniec wjechaliśmy na Berlin Ring i przejechaliśmy cały, a później okazało się, że znów jesteśmy na tej drodze, z której tam wjechaliśmy... Ale na szczęście do domu dojechaliśmy tylko z 1.5h obsówką. i zobaczyliśmy w końcu kochane mordy Negai i Pawła =)



Ledwo przyjechaliśmy, ja nie zdążyłam odpocząć od siedzeń samochodów, a we wtorek już pojechaliśmy na dzień nad morze x) Nam to dobrze!

na koniec muzyczka, którą zacieram prawie od tygodnia


Na razie pasuje z wszystkimi zaplanowanymi wcześniej na resztę sierpnia wyjazdami. Mam dość. Za to już teraz planuję do miejsc, w które pojadę za rok dołączam Octoberfest. \(*o*)/ i Frankfurt :)



Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
i gratuluję tym, którzy przeczytali całą notkę. =)